Zanim będziemy gotowi pomagać innym potrzebujemy zająć się sobą.
Co znaczy “zająć się sobą”?
Dla wielu z nas współczucie wobec innych przychodzi w naturalny sposób: chcemy być uprzejmi, pomocni i przyczyniać się do polepszenia sytuacji na świecie czy w naszym najbliższym otoczeniu. Chętnie pomagamy innym ludziom. Wysłuchujemy ich trosk, pomagamy dając swój czas, siły czy zasoby finansowe. Szczególnie (ale nie tylko) my kobiety – ze względu na naszą wrodzoną/zaprogramowaną kulturowo opiekuńczość związaną z potencjalną rolą matki – nastawione jesteśmy na zaspakajanie potrzeb innych ludzi.
Jednak jeśli zignorujemy życzliwość wobec siebie samych możemy za dłuższy lub krótszy czas zobaczyć jak zasiane przez nas ziarna wydają plon w postaci chaosu i destrukcji …choć naszą intencją był pokój i szczodrość.
Uczymy się kochać siebie i dbać o siebie w długim i skomplikowanym procesie uzdrawiania i przyjmowania różnych zaniedbanych/zaprzeczonych/wypartych części nas samych. W procesie uczenia się akceptowania samych siebie i naszych doświadczeń takimi, jakie one są. Nie chodzi – podkreślmy to – o dążenia do zmieniania, rozwijania, ulepszania czy naprawiania siebie. Musimy porzucić narzucony nam przez społeczeństwo, rodzinę, przez nasze wewnętrzne obawy perfekcjonistyczny model. Dążenie do doskonałości pozbawia nas sił witalnych, podkopuje coraz bardziej nasze zaufanie do siebie i nigdy się nie kończy. Uznajmy wreszcie iluzoryczność tego projektu i dajmy sobie spokój uznając, ze jesteśmy w porządku takie, jakie jesteśmy. Nie krzywdźmy siebie więcej nierealnymi oczekiwaniami, surowymi wymaganiami i morderczą pracą (czy to dla innych czy nad sobą).
Gdy już nauczymy się traktować siebie z czułością i zrozumieniem jesteśmy gotowi rozciągnąć takie podejście na innych.
Musi istnieć równowaga między naszym dawaniem a otrzymywaniem, między naszymi TAK i NIE. I nie chodzi tu tylko o asertywność. Asertywność jest na powierzchni. A my potrzebujemy być głęboko i bezwarunkowo przekonane o naszym prawie do samych siebie, naszego czasu i zasobów. Zbyt często i zbyt pochopnie rozdawałyśmy je w przeszłości różnym innym. Nikt nie nauczył nas w jaki sposób skupiać i trzymać energię w sobie – nie rozpraszając jej na zewnątrz – tak, byśmy mogły realizować nasze życiowe cele, marzenia i wizje. Zbyt często byłyśmy na służbie u innych – bliższych czy dalszych – a zbyt mało służyłyśmy naszej wewnętrznej prawdzie, naszemu powołaniu, temu, co w nas najpiękniejsze i najgłębsze.
Potrzebujemy nauczyć się w jaki sposób chronić i wspierać siebie oraz dawać innym to, co chcemy dać w mądry, niewyczerpujący nas sposób. Nie chcemy praktykować współczucia głupca (sformułowanie Chogyama Trungpy Rinpoczego). Głupiec niszczy samego siebie rozdając swe współczucie na ślepo: daje, co ma, w każdej chwili i każdemu. Taki stan rzeczy zazwyczaj nie służy ani jednej ani drugiej stronie. Powstaje coraz więcej pomieszania: głupiec daje i daje, a druga strona przyjmuje i wykorzystuje albo bierze, ale nie ceni lub nie chce / nie może przyjąć gdyż pomoc jest nie w porę lub nie jest adekwatna.
Współczucie-w-działaniu jest sztuką. Poczucie w sercu, że współodczuwamy z drugą osobą w danej sytuacji np. cierpienia i że czujemy wobec niej życzliwość to jedna sprawa. Druga sprawa czy i jak to wyrazimy. Nie zawsze trzeba dużo robić czy mówić. Czasami wystarczy być. Jednak z poczucia bezradności często robimy więcej niż konieczne/potrzebne. Lub też robimy, bo w ten sposób możemy uciec od czucia, którego się obawiamy. Obawa bierze się z tego, że oddaliłyśmy się od siebie samych.
Tak więc w praktykowaniu życzliwości/współczucia potrzebujemy rozwagi i uważności. Potrzebujemy wiedzieć jak, kiedy i komu pomagać. I dobrze byłoby wsłuchiwać się w siebie, żeby wiedzieć czy to nie my jesteśmy tą, która potrzebuje najbardziej tej życzliwości i pomocy…
Zawsze zaczynamy od siebie: w jaki sposób odnosimy się do swego ciała, umysłu, naszych potrzeb i uczuć. Uczymy się zaprzyjaźniać z każdym naszym doświadczeniem, a potem rozszerzać to na innych. Nie istnieje inna droga, nie ma żadnego skrótu.
Jeśli stracimy siebie z pewnością – wcześniej czy później – pogubimy się w naszej pracy dla dobra ludzi/świata.
*Barbara Tyboń jest psychoterapeutką i coachem, pracuje w podejściu psychologii kontemplatywnej [więcej: http://www.creatifs.pl]
Short resume in English: When we learn to treat ourselves with tenderness and understanding we are ready to expand it to others. There need to be a balance between giving and receiving, between our yes and no. We need to learn how to protect ourselves and give in a wise way. We need not to exert idiot’s compassion. An idiot ruins himself sharing compassion with everyone in anytime. We need to know how, when and with whom to act in a mindful way.
We always start with ourselves: how we treat our body, mind, our needs, our feelings. We learn to make friends with all our parts and then we expand onto others. There is no other way, no shortcut.
If we lose ourselves we surely will get lost.